Zakupiłam więc Serum z orchideą i zadowolona powróciłam do domu. Stosuję je od kilku dni jako dodatkową pielęgnację pod mój, zbyt słabo nawilżający, krem i muszę przyznać, że kolejny raz produkt tej marki przypadł mi do serca. Skóra odżyła na tyle, że jestem mu w stanie wybaczyć nawet paskudnawą woń wanilii (wanilii w kosmetykach nie cierpię, wanilia jest dobra w lodach, ciasteczkach i z serkiem mascarpone ;) Cóż zatem ów produkt zawiera? Ekstrakt ze skrzypu polnego bogaty w krzem, który jest niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania bariery naskórkowej. Intensywnie nawilżający hialuronian sodu, który na naskórku tworzy film higroskopijny, czyli mający zdolność do wyłapywania wilgoci z otoczenia. Wyciąg z miłorzębu japońskiego, który stymuluje mikrokrążenie, dzięki czemu naskórek jest lepiej odżywiony i dotleniony. Miłorząb jest również silnym antyoksydantem, co jest równoznaczne z tym, że zapobiega przedwczesnemu starzeniu skóry i utlenianiu lipidów chroniących naskórek przed wysychaniem. Bogaty w polifenole i katechiny ekstrakt z liści zielonej herbaty, który zawiera także witaminy z grupy B i witaminę C również wspomaga działanie przeciwutleniające preparatu, łagodzi, nawilża, koi podrażnienia. Olej arganowy, znany jako marokańskie złoto intensywnie wygładza i zapobiega nadmiernej transepidermalnej utracie wody. Koenzym Q10 energetyzuje komórki naskórka, sprawia, że cera wygląda na wypoczętą i zrelaksowaną.
Dużą zaletą jest również to, że serum zamknięte jest w szklanej buteleczce z wygodnym dozownikiem. Za cenę 14 zł chyba nie mogłam sobie wymiśleć lepszego specyfiku :)